niedziela, 12 lipca 2009

Opowieści Nekromanty, cz.14.

- Idziesz? - Jednooki nie wyglądał na zaskoczonego moją reakcją. Zresztą, jak dotąd ani razu nie zdarzyło mu się tak wyglądać. Jakoś zaczynałem się do tego przyzwyczajać. W końcu udało mi się ochłonąć po wiadomości o przyszłym miejscu pobytu Dorthuula, a przynajmniej zdołałem znów przebierać nogami w miarę sprawnie. - Nie przejmuj się. Poradzi sobie.
Zastanawiałem się, skąd on wie takie rzeczy. Sądząc po tym, co już zdążyłem zaobserwować, Jednooki posiadał niezwykłe umiejętności. Nie chciałem jednak bezczelnie pytać o wszystko na temat jego tajemniczej osoby. Ale moje chcenie chyba nie było zbyt silne.
- Jak możesz być tego taki pewien? - Zapytałem, zdając sobie w pełni sprawę z niezbyt inteligentnej składni tego pytania.
- To naturalne. Zastanawiałeś się kiedyś, Maralu, dlaczego latające stworzenia nie zderzają się ze sobą?
- Raczej nie. Czy to przez ich instynkt?
- Można to tak od biedy nazwać. Po prostu jestem w pełni świadom, że twój przyjaciel wie, dokąd leci i dlaczego. Zna te tereny.
I znów doszły kolejne pytania. Czy ja aż tak wolno myślę, że muszę wciąż zadawać pytania, czy to kwestia czegoś innego?
- Mam kolejne pytanie, Jednooki.
- Słucham... po raz kolejny.
- Jak już wcześniej zauważyłem, umiesz się posługiwać... ostrymi narzędziami, że tak powiem. Mógłbyś mnie nauczyć paru rzeczy?
- Oczywiście. - Jego ruch był szybki, jednak nie na tyle, żebym nie zdążył zareagować. Udało mi się uchylić z drogi pędzącego w moim kierunku ostrza sztyletu. Natychmiast jednak zdałem sobie sprawę, że drugi sztylet delikatnie przylega do mojego gardła, tym razem bardziej od strony dolnej. Spojrzałem powoli na twarz Jednookiego. Uśmiechał się na swój specyficzny sposób.
- Widzisz? Nauczyłeś się w ciągu kilku chwil, jak uniknąć ciosu, a także, że uniknięcie jednego ostrza może być niewystarczające.
Schował jednocześnie obydwa sztylety ruchami tak zwinnymi i szybkimi, że ostrza jakby natychmiast znalazły się w swoich pokrowcach, nie przebywając drogi.
Jednooki odwrócił się i ruszył znów w dalszą drogę.
Tkwiłem tak jeszcze przez chwilę, zanim usłyszałem jego głos.
- Koniec lekcji na dzisiaj!
Podążyłem za nim w mgłę i niepewność...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz