czwartek, 23 lipca 2009

Opowieści Nekromanty, cz.20.

Jednooki zagasił ognisko i przysiadł na kamieniu, na którym nieco wcześniej leżała kolacja. Milczał. Nie przeszkadzałem mu w niczym, a przynajmniej tak mi się zdawało. Czekałem, aż się odezwie.
W końcu, po kilku długich dla mnie chwilach, wstał i zaczął się zbierać.
- Pójdziemy nadal tą drogą. - Powiedział. Pomyślałem, że to niezbyt skomplikowany plan, jak na tak długie myślenie. Szybko jednak rozwiały się moje wątpliwości: - ćwierć dnia drogi stąd znajduje się dobre miejsce na zasadzkę. Zaczaimy się tam...
- Zaczyna mi się to podobać - rzekłem cicho.
- To dobrze... - wyszeptał Jednooki. - Tak... chodźmy.
Ruszyliśmy w drogę. Nie zdążyłem się zmęczyć, kiedy przewodnik skręcił z gościńca w zarośla. Nie był to jednak nieprzebyty gąszcz, ponieważ kilka kroków dalej weszliśmy jakby na zarośniętą, długo nieużywaną ścieżkę.
- Tu niedaleko jest pagórek, który zwisa na kształt urwiska nad szlakiem. Tam zaczekamy. - Jednooki szeptał na tyle cicho i wyraźnie, żeby sens jego słów był na granicy dotarcia przez uszy do mojego umysłu.
Wkrótce ścieżka zaczęła piąć się w górę, dosyć nawet stromo. Nie trwało to jednak długo, po chwili Jednooki zatrzymał się i przycupnął na skraju urwiska, ukryty tak, że ja sam ledwo go dostrzegałem, a przecież stałem tuż obok.
- Schowaj się - polecił wyrazistym, ale bardzo cichym szeptem. - Najlepiej tak, żebyś ty widział, a oni nie...
Położyłem się więc na trawie i rozsunąłem lekko łodyżki jakichś ziół, żeby lepiej widzieć trakt w dole. Jednooki spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Całkiem nieźle się kryjesz, jak na niedoświadczonego - rzekł, po czym skupił się znów na drodze.
Czekaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz