Szliśmy bardzo długo, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Zdawało mi się, że idziemy już od dwucyfrowej liczby godzin, kiedy wreszcie mój przewodnik się zatrzymał i obejrzał na mnie.
- Czujesz coś dziwnego? - zapytał.
- Jak się tak zastanowić, to może. Na przykład, mam wrażenie, że idziemy z pół dnia, a mnie wciąż nie bolą nogi.
- Nie masz pojęcia, gdzie jesteśmy, prawda? - Na jego twarzy znów zagościł znajomy uśmiech.
- Nie będę udawał: to prawda.
- Wiedz zatem, że znajdujemy się w miejscu, które rządzi się nieco innymi prawami niż większość tego typu terenów. To miejsce zwie się lasem Athloarów, co już pewnie zapala w twoim umyśle iskierkę zrozumienia.
- Słyszałem parę pogłosek o tym lesie, jednak nigdy w nim nie byłem.
- Możesz być z tego powodu zadowolony, ponieważ nie znajdzie tutaj szczęścia ten, co go szuka. To bardzo tajemnicza okolica, gdzie gęsto rosnące drzewa przechodzą niemal natychmiast w rzadki gaik i na odwrót, gdzie nawet starożytne i doświadczone rasy miały czasem kłopoty ze znalezieniem wyjścia. To miejsce, a zarazem nie-miejsce, a raczej coś w rodzaju poziomu egzystencji, z którego wyjście znajdzie ten, co go nie szuka, a znajduje. Rozumiesz?
- W sumie.. nie bardzo. Nie szuka, a znajduje?
- Ano. To jedna z tych spraw, które trudno wyjaśnić. Sam musisz dojść do jej zrozumienia. Oczywiście, mógłbym cię tu zostawić, wystawiając w ten sposób twój umysł na próbę, ale nie sądzę, żebyś przeszedł tę próbę pozytywnie. Jeszcze nie teraz.
- No dobrze... ale dlaczego się zatrzymaliśmy? - Nie będąc w stanie dogonić go w domysłach, postanowiłem zejść w bezpieczniejsze tematy.
- To proste. Prześpimy się tutaj. - Beztroska, jaka z niego emanowała, przeraziła mnie.
- Przecież jesteśmy w środku lasu, we mgle i nie wiemy nawet, czy jest noc czy dzień!
- Trochę ciszej... nie wszystkie stworzenia w tym lesie są naszymi sprzymierzeńcami...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz