Pobiegliśmy w bok, w kolejną niepewną, brudną uliczkę. Dorthuul nie obracał głowy, patrzył wciąż przed siebie, jakby widział wyjście z tej nie najlepszej sytuacji.
Wyskoczyliśmy nagle na główny gościniec, mag jednak, nie zatrzymując się nawet na chwilę, pobiegł w kierunku głównej bramy miasta. Strażnicy już nas spostrzegli i wyjęli broń. Miałem nadzieję, że zrobili to ze względów obronnych, jednak Dorthuul w biegu wypowiedział kolejną inkantację i po chwili dwaj strażnicy padli, rażeni ognistymi grotami. Kiedy obok nich przebiegaliśmy, ich ciała zamieniały się już w dym.
Mag nie zatrzymał się nawet na moment, przebiegłszy bramę. Wydał za to z siebie dziwny dźwięk, przypominający połączenie zwykłego gwizdu z pohukiwaniem sowy. Spomiędzy drzew wybiegły dwa Al'toiry(stworzenia przypominające pegazy, jednak nie posiadające sierści i nie pokazujące się zwykle za dnia...) i, zobaczywszy swego pana, skierowały się prosto ku niemu. Dorthuul wykonał dziwny gest ręką i drugie ze stworzeń skierowało na mnie swoje pozbawione źrenic oczy.
Po chwili znalazłem się na grzbiecie owego stworzenia, bynajmniej nie z własnej woli - Al'toir po prostu zgarnął mnie na siebie swoim skrzydłem.
Nabieraliśmy prędkości, aż w końcu wznieśliśmy się w powietrze, ponad drzewa, potem ponad chmury. Nie minął długi czas, aż cały zmoknąłem od tych zawieszonych w powietrzu deszczów, ale mimo wszystko odczułem ulgę - zgubiliśmy pościg.
Strzała nadleciała znikąd ze świstem i utkwiła w moim ramieniu. Nie mogłem w to uwierzyć: kto mógł mnie trafić z takiej odległości? Straciłem równowagę i chwyciłem się zdrową ręką skrzydła Al'toira i spostrzegłem z przerażeniem, że w moim wierzchowcu tkwi pięć strzał, z czego jedna niebezpiecznie blisko szyi. Krzyknąłem. Dorthuula i jego nocnego pegaza nigdzie nie było, pewnie byli gdzieś znacznie wyżej. Zaczęliśmy nabierać szybkości, jednak tym razem wskutek spadania...
Pikowaliśmy w dół coraz szybciej. Mimo wiatru, łopoczącego w częściowo bezwładnych skrzydłach Al'toira, czułem jego przerywany, świszczący oddech, czułem jak uchodzi z niego życie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz