piątek, 22 maja 2009

Opowieści Nekromanty, cz.4.

Dorthuul zadzwonił ponownie na karczmarza, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza mały flakonik z jakimś ciemnym płynem, pióro koloru krwistoczerwonego oraz dziwny przedmiot, przypominający nieco medalion bez łańcucha. Zacząłem się zastanawiać nad przeznaczeniem tych dziwnych przedmiotów, gdy nagle Dorthuul odchrząknął i spytał:
- Czy mógłbyś na chwilę odwrócić głowę? Nie chciałbym, żebyś na to patrzył...
Spojrzałem na niego, zaintrygowany.
- Dobrze. - odpowiedziałem po chwili wahania. Odwróciłem się, podszedłem do okna i spojrzałem na krajobraz. Uchwyciłem wzrokiem dwie zakapturzone postacie, rozmawiające pod ścianą jakiegoś niezbyt okazałego budynku. Pochylały się ku sobie, jakby bały się, że ktoś je podsłucha. Spojrzałem nieco dalej, na gościniec. Jakiś wędrowiec na koniu stał przy bramie miasta i rozmawiał ze strażnikiem. Powinien wiedzieć, że w nocy nikogo nie wpuszcza się ani nie wypuszcza z miasta. Takie przynajmniej zwyczaje bywały w tych nielicznych miastach, które odwiedziłem.
Nagle strażnik upadł cicho na ziemię. Spojrzałem na owego wędrowca na koniu. Trzymał w ręku krótki sztylet. Dorthuul, jakby przewidując moją reakcję, powiedział cicho:
- Jeszcze nie.
- Ale…
Już miałem się obrócić, kiedy zobaczyłem, jak drugi strażnik wyszedł z wieży obronnej. Sztylet utkwił mu w gardle zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Wędrowiec zsiadł z wierzchowca, podszedł do padającego powoli strażnika i wyrwał mu ostrze z szyi, nim ten upadł, po czym spokojnie schował broń do pochwy i wszedł do wieży. Po chwili brama podniosła się powoli.
- Nie ucieknie daleko. – powiedział spokojnie mag.
- Jak to? – spytałem, oniemiały ze zdziwienia.
Odpowiedź na moje pytanie nadeszła po chwili. Zabójca wyszedł z wieży i wsiadł na konia. Po chwili przewalił się na drugą stronę grzbietu i spadł, a koń stanął dęba i uciekł galopem przez otwartą bramę. Dopiero teraz zauważyłem, że w szyję zabójcy wbita jest strzała. Jakaś postać podeszła do martwego wędrowca, podniosła go z ziemi, po czym, niosąc trupa na plecach, weszła w jedną z ciemnych uliczek i znikła mi z oczu.
Patrzyłem jeszcze przez dłuższą chwilę na miejsce, w którym zniknął ów dziwny osobnik niosący zwłoki. Byłem tak zaskoczony sceną, która się tu rozegrała, że nie byłem w stanie wykrztusić choćby jednego słowa.
Z otępienia wyrwał mnie cichy syk, przypominający dźwięk rozgrzanej do czerwoności stali wkładanej do zimnej wody.
- Jeszcze nie. – powtórzył mag. Posłuchałem go i stałem dalej z twarzą zwróconą w stronę okna, mimo że coraz bardziej kusiło mnie, żeby się obrócić i zobaczyć, co takiego wyprawia Dorthuul. Po chwili rozległ się kolejny syk i poczułem nagle zapach palącej się skóry, jednak po chwili zapach zniknął.
- Już. – odezwał się Dorthuul ochrypłym głosem.
Obróciłem się. Mag chował do wewnętrznej kieszeni na wpół pustą już fiolkę z ciemnym płynem i pióro, jednak medalion leżał dalej na stoliku. Dorthuul wyjął kawałek materiału z kieszeni, po czym owinął nim medalion i schował go do kieszeni.
- Co to za przedmioty? – zapytałem.
- Wyjaśnię ci to w swoim czasie. Teraz niewiele byś z tego zrozumiał.
- Dlaczego chciałeś, abym się obrócił?
- Na to pytanie już wcześniej dałem ci odpowiedź. – odparł mag zmęczonym tonem. Zdałem sobie sprawę, że jest znacznie bardziej wyczerpany niż przed kilkoma chwilami. Miał podkrążone oczy, co sprawiło, że wyglądał jakby nie spał kilka nocy.
- Skąd wiedziałeś, że chciałem się obrócić?
- To normalna reakcja, gdy człowiek zobaczy coś tak zaskakującego jak zuchwałe podwójne morderstwo na środku gościńca.
- Jak… że co? – byłem tak zaskoczony faktem, że Dorthuul doskonale wiedział, co zdarzyło się pod bramą, że nie wiedziałem co powiedzieć. Przecież siedział w głębi pokoju, nie mógł więc widzieć gościńca. – Jakim cudem wiesz, co się wydarzyło pod wieżą? Przecież nie mogłeś tego zobaczyć… - mag tylko się uśmiechnął.
- Czy nie mógłbyś zastanawiać się nad rzeczami nieco bardziej istotnymi niż mój wzrok? Na przykład mnie zastanawia, dlaczego karczmarz jeszcze się nie pojawił, mimo że dzwoniłem na niego już dłuższą chwilę temu… Już nawet zdążyło mi zaschnąć w gardle…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz