poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Opowieści Nekromanty, cz.24.

- On już nie wróci, możesz pytać. - powiedział cicho Jednooki, jakby odgadując moje zamiary.
Spróbowałem szybko ochłonąć po tym, co zobaczyłem, ale średnio mi to wyszło. Zdołałem jednak wykrztusić przynajmniej część swoich niepoukładanych myśli, kłębiących się niewyraźnie pod postacią setek pytań.
- Kim oni byli? Poznajesz któregoś? - zapytałem niepewnie.
Jednooki znów przelotnie się uśmiechnął, po czym odpowiedział:
- Tak i nie. - najprawdopodobniej widząc na mojej twarzy wyraz nieco tępawego niezrozumienia, dodał: - Nie znałem ich, jednak wiem to i owo na temat tych szelm. Jednego z nich rozpoznałem jeszcze siedząc na urwisku: Widziałem go kilka dni temu w jednej z portowych tawern na wschodzie. Nie był zbyt rozsądny. Próbował swoich sił w zakładzie, którego nie był w stanie wygrać... - Tutaj przewodnik zaśmiał się ochryple. - Taak... no, ale to nieistotne. W każdym razie reszty z trupów nie rozpoznaję na tyle pewnie, żeby cokolwiek ci o nich opowiadać.
- A ta bestia?
- Bestia? Masz na myśli tego rina, który zabrał dowódcę?
- Rina?
- Tak brzmi nazwa tej, jak to mówisz, bestii w języku Athloarów.
- Dlaczego ten rin rzucił się akurat na dowódcę?
- To proste: był najbardziej przerażony z nas wszystkich, leżał na ziemi, nie miał przy sobie broni i żył. Riny nie lubią padliny, a ten był na tyle głodny, żeby zaryzykować skok pomiędzy trzech żywych. Jak na ironię, trafił na tego, który był sam pośród swoich martwych podkomendnych. - Jadowity, niemal szyderczy ton słów Jednookiego, a także jakaś nuta przewrotnej słodkości w jego głosie pozwoliła mi uznać, że chyba dobrze się bawił, zarzynając po kolei trzech niezbyt wprawionych w walce ścigających.
Bardziej zastanawiało mnie jednak, jakim cudem nawet się przy tym nie zmęczył?
I dlaczego ten dowódca, chyba Morr, nagle tak się przeraził, że porzucił w panice własną broń?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz