środa, 26 sierpnia 2009

Opowieści Nekromanty, cz.23.

W końcu, jakby wyrwawszy się z transu, Jednooki cofnął rękę powolnym ruchem, wciąż wpatrując się w Morra, który nagle się ocknął. Oczy jego rozszerzyły się do rozmiarów złotej monety(która była naprawdę okazała), a na twarzy malowało się przerażenie.
- To... to... nie! - wyjąkał Morr, teraz już pogrążony po uszy w panice. - Nie wierzę! To złudzenie, nieprawda! - dowódca z trudem chwytał oddech, wykrzykując pojedyncze, urwane słowa. Wyglądał, jakby stanął twarzą w twarz ze swoim najgorszym koszmarem.
Jednooki tkwił w miejscu nieruchomo, wciąż się uśmiechając, jakby bawiła go ta cała sytuacja.
Morr nagle rzucił miecz na ziemię, obrócił się i rzucił do ucieczki, potykając się co dwa kroki i wrzeszcząc, jakby go ze skóry obdzierali. Odwróciłem od niego wzrok i nagle zamarłem; Jednooki zniknął, a przecież spuściłem go z oczu tylko na chwilę! Rozejrzałem się w strachu, szukając jakiegoś śladu jego obecności.
I nagle go znalazłem: stał kilkadziesiąt kroków ode mnie, tuż przed twarzą Morra, który niemal się z nim zderzył. Dowódca przewrócił się do tyłu i zaczął rozpaczliwie odsuwać się od Jednookiego, pomagając sobie roztrzęsionymi rękami.
Nagle stało się coś dziwnego. Względną ciszę rozdarł przeraźliwy skrzek, jakby setka ptaków zaświergotała jednocześnie, i z pobliskiej kępy krzaków wyskoczyło jakieś stworzenie, przypominające olbrzymiego kota, całe czarne, z błyszczącymi ślepiami. Wylądowało naprzeciw leżącego teraz w przerażeniu Morra, chwyciło go długimi zębami za ramię i z zadziwiającą, jak na takie obciążenie, zwinnością skoczyło między drzewa po drugiej stronie ścieżki, pociągając za sobą dowódcę. Jego wrzaski było słychać jeszcze przez kilka chwil, aż w końcu wszystko ucichło.
Patrzyłem w osłupieniu na drzewa, między którymi zniknął dziwny drapieżnik. Po chwili dosłyszałem jakiś świst: to Jednooki spokojnym, ale szybkim i stanowczym ruchem schował sztylet do pokrowca i zaczął metodycznie i powoli przeszukiwać ciała podkomendnych porwanego.
Otrząsnąłem się nieco i spojrzałem na twarz mojego przewodnika: przestał się uśmiechać. Teraz wyraz jego twarzy był nieprzenikniony, a jednak coś mi mówiło, że spodziewał się ataku tej bestii. A już na pewno wiedział o niej więcej niż ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz